Zainteresowani tematem mieszkańcy Grzybowa, na zebraniu w świetlicy dowiedzieli się jak obecnie wygląda sytuacja w tej sprawie. A ta w najbliższych dniach zostanie rozpatrzona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Szczecinie. Terminu rozprawy jeszcze nie wyznaczono. Tłem dla całej historii jest ostatnia walka mieszkańców Niekanina. Tutaj jednak pojawiło się światełko w tunelu o czym informowaliśmy – tutaj. Jak podkreślał obecny na zebraniu wójt Włodzimierz Popiołek ze strony tego operatora nie ma takiego odzewu jak ze strony sieci T-Mobile. Ten argument też ma zostać przedstawiony w sądzie jako przykład.
W Grzybowie przebieg wydarzeń jest jednak inny od tych w Niekaninie. Tutaj mieszkańcy otrzymali informację o budowie masztu (i nie chodzi o obiekt tymczasowy). Co najważniejsze, Starostwo wydało negatywną opinię, ale w województwie była już ona pozytywna. Wspierający mieszkańców Krzysztof Plewko (radny miasta Kołobrzeg i prezes stowarzyszenia Ekologiczny Kołobrzeg), powiedział, że rozmawiał z wojewodą podczas jego ostatniej wizyty w Kołobrzegu. I jak podkreślał wojewoda całą sytuacją był zaskoczony. To już kolejny raz mieszkańcy są stawiani przed faktami dokonanymi. Podobnie było z biogazownią w Korzyścienku i wiatrakami w Kądzielnie. Teraz rzecz podobnie ma się z masztami komunikacyjnymi i to nie tylko w Gminie Kołobrzeg.
A co o całej sytuacji sądzą mieszkańcy? Nie są przeciwni takim inwestycjom, ale w rozsądnych miejscach, oddalonych od zabudowań. Podkreślali, że o ile fale radiowe są lub nie są szkodliwe, to i tak zawsze działa czynnik psychologiczny. Nikt w pobliżu czegoś takiego nie będzie chciał się wybudować, a nieruchomości już tam będące stracą na wartości. Nie wiadomo jak odbiorą to turyści. W pobliżu są bowiem pensjonaty i pole namiotowe. Konstrukcja będzie miała wpływ na cały krajobraz miejscowości. Sprawa dla nich jest jasna, jeżeli nie ma ujętych takich inwestycji w planie zagospodarowania przestrzennego, to nie powinny tam powstać. Gdzieś w prawie jest błąd skoro do takich sytuacji dochodzi. Na sali pojawiły się też głosy mówiące o tym, że często pod takie inwestycje tereny oddają ludzie w ogóle nie związani z daną miejscowością, a nawet regionem. My musimy czekać na pozwolenia miesiącami, a tu jeden, dwa miesiące i wszystkie papiery mają załatwione. – podkreślali zbulwersowani mieszkańcy.